poniedziałek, 11 kwietnia 2016

JA NIE SKAPITULUJĘ!!! WOJNA PUŁKOWNIKA DĄBKA Część 2





Stanowisko dowódcy Lądowej Obrony Wybrzeża objął pułkownik Stanisław Dąbek dopiero w lipcu 1939 r. Wtedy pojawił się w Gdyni.

- To i ciebie tu zesłano! Po jaka cholerę? – wykrzyknął podpułkownik Ignacy Szpunar na widok przyjaciela. – Dobrze jest witać starego towarzysza broni.

Ściskając go Dąbek odrzekł: - Na tutejszego Focha, bracie! Raz kozie śmierć!

Gen. Bortnowski wyjednał sobie w Sztabie Głównym nadzór nad Lądową Obroną Wybrzeża z prawem decyzji i rozkazodawstwem. W ten sposób płk Dąbek otrzymał dwu przełożonych: dowódcę Floty i dowódcę armii "Pomorze". "Pierwszy z nich nie doceniał roli wojsk lądowych, drugi był generałem typu salonowego, pewnym siebie w warunkach pokojowych niż wojennych. Obaj byli daleko: pierwszy obcy duchem, drugi – też nie bliski i aż w Toruniu."

- Panie pułkowniku, czy wobec konfliktu pomiędzy nami chce Pan u mnie służyć? – zapytał Dąbka gen. Bortnowski.

- Panie generale, ja nie służę generałom, służę Polsce – odparł sucho pułkownik.




Siły, które pozostawały do dyspozycji nowego dowódcy, delikatnie mówiąc, nie były imponujące. Składały się nań 1 i 2 morski batalion strzelców oraz Morska Brygada Obrony Narodowej ( 2 - gim morskim batalionem dowodził właśnie ppłk Szpunar).
Tylko nadludzkie wysiłki płka Dąbka i podległych mu oficerów sprawiły, że z chwilą wybuchu wojny udało się zwiększyć liczbę żołnierzy z 5 do 15 tysięcy i postawić pod bronią jedenaście batalionów, z czego jednak tylko cztery przedstawiały pełną wartość bojową. Było tak m. in. dlatego, że latem 1939 r. ok. 12 tysięcy rezerwistów zostało ewakuowanych z powiatów nadmorskich w głąb kraju, natomiast transport broni z kraju, skierowany na Gdańsk, został przechwycony przez Niemców.
Tak więc siły Lądowej Obrony Wybrzeża wynosiły 1 września ponad 15 tysięcy żołnierzy (oficerów, podoficerów i szeregowych) i odpowiadały mniej więcej siłom dywizji piechoty o dużych brakach materiałowych i swoistej organizacji wewnętrznej, w której bataliony musiały z reguły wykonywać zadania pułków, a kompanie wytrzymywać ataki dziesięciokrotnie silniejszego wroga.
Problemy obrony lądowej były traktowane przez kierownicze koła Marynarki Wojennej marginesowo. Liczono się z możliwością desantu morskiego bagatelizując zagrożenie od strony granicy. Poprzednik Dąbka, płk Sas – Hoszowski, musiał pożegnać się ze swoim stanowiskiem na skutek konfliktu z Dowództwem Floty, zapatrzonym w swoje dalekosiężne plany działań zaczepnych na Bałtyku. Płk Dąbek „odziedziczył” konflikt z Morską Obroną Wybrzeża, nie posiadając ani kompetencji, ani sił i środków, które by odpowiadały ogromowi zadań bojowych Lądowej Obrony Wybrzeża.

- Przysłali mnie, abym wypił piwo, którego nawarzyli inni – powtarzał swym współpracownikom przy każdej okazji.




Otrzymał zadanie utrzymania przedpola Gdyni i Kępy Oksywskiej przez 3 dni a samej Kępy przez 7 dni. Utrzymał przedpole przez dni 12, a Kępy bronił przez owe wyznaczone 7 dni.
19 września ok. godz. 11 płk Dąbek połączył się z przebywającym na Helu kontradmirałem Unrugiem. Zameldował, że wyczerpał wszystkie środki obrony i pozostał sam ze sztabem. Opór Oksywia obliczał na godziny. Wyliczył straty oraz wymienił dowódców i oddziały, które wyróżniły się w walce i zasłużyły na odznaczenia. Po rozmowie z kontradmirałem zaapelował do obecnych przy nim oficerów i żołnierzy o dalszą obronę ostatniego skrawka Oksywia. Po zajęciu ostatnich linii obronnych wyczekiwał ataku.

Niemcy, w swych złowrogich hełmach, nadbiegli od strony morza. Nagły ogień z karabinu powoduje, że jeden z nich pada z rozkrzyżowanymi rękami. Dąbek obserwuje ich chodząc po skarpie wąwozu. – Hej tam, chodźcie tutaj! – krzyknął po niemiecku. – Nie bójcie się! Patrzcie, ja się was nie boję.
Nagle pocisk z moździerza rozrywa ziemię. Jeden z odłamków rani pułkownika. Ogłuszony i poraniony wyciąga pistolet z kabury.

- Ja nie skapituluję!...






ZAPRASZAMY NA STRONĘ:


http://www.lucastour.com.pl/



https://www.facebook.com/lucastour.rumia/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz